O spektaklu

Oryginalna, zupełnie niezwykła. Nie bała się wygłaszać swojego zdania, co nie przysparzało jej przyjaciół. Artystka warszawsko-kielecka, przyjaciółka Mirona Białoszewskiego. Jadwiga Trzcińska Prandota jest  bohaterką monodramu „Ciotka Wieża”  przygotowanego przez Kieleckiego Centrum Kultury.

 Scenariusz na podstawie archiwaliów, listów, wspomnień i dostępnych materiałów napisała Elżbieta Chowaniec,  W rolę artystki, mieszkającej do śmierci na ul. Mazurskiej w Kielcach, wciela się Ewa Lubacz, a spektakl wyreżyserowała  Judyta Berłowska. Muzykę napisał Wojciech Lipiński, a scenografię przygotował Michał Lach.

Wysoka ponad miarę, przypominała niektóre rzeźby Michała Anioła. Była zupełnie niekonwencjonalna i mówiła interesujące rzeczy jeśli nie o sztuce samej, to o zdarzeniach, które w jej interpretacji nabierały wartości sztuki. Była bardzo wyczulona na otaczające piękno. Jej kosmos pełen był malowniczych zjawisk.

wspominała kielecką artystkę Jadwigę Trzcińską jej koleżanka, Jolanta Wylężyńska, kustosz warszawskiego Muzeum Narodowego

Malowała, tworzyła prace techniką drzeworytu i akwaforty. Była ważną postacią kieleckiego życia artystycznego. Brała udział w wernisażach, spotkaniach, sama dużo wystawiała. Podróżowała po Europie i szukała inspiracji. Była wnikliwym krytykiem m.in. fotografii Kieleckiej Szkoły Krajobrazu i wielbicielką psów. Nigdy nie założyła rodziny. Była bardzo mocno związana z matką, mocno przeżyła jej śmierć. Pod koniec życia zdziwaczała, mocno się zaniedbała. Pisała skargi na wszystko i wszystkich. Okoliczne dzieciaki nazywały ją Ciotką Wieżą, czuły przed nią respekt i strach. Zmarła osamotniona, otoczona… psami i ogromną stertą śmieci, którą zgromadziła w willi na Mazurskiej. Dlaczego tak się stało? Co miało wpływ  na taki scenariusz jej życia? Czy to nieszczęśliwa miłość, może problemy zdrowotne lub niechęć otoczenia? Czy po prostu wszyscy ją znielubili, czy raczej ona znielubila świat i siebie?  Odpowiedź na te pytania poznamy po obejrzeniu monodramu o Jadwidze Trzcińskiej Prandocie, Ciotce Wieży.

Archiwalia dotyczące Jadwigi Trzcińskiej udostępniło Muzeum Historii Kielc, partner projektu.

Twórcy monodramu

Występuje

Ewa Lubacz

Aktorka TLiA „Kubuś”, szczudlarka, animatorka kultury, pedagog absolwentka Wydział Sztuki Lalkarskiej w Białymstoku AT w Warszawie, UMCS w Lublinie (Animator i Menedżer Kultury) oraz UJK w Kielcach (Edukacja Muzyczna).
Ukończyła kurs Pedagogów Teatru przy IT im. Z. Raszewskiego w Warszawie w 2013 r. i School of Modern Mime 2015 i 2019 w Warszawskim Centrum Pantomimy. W swoich działaniach wykorzystuje teatr pantomimy, teatr uliczny, technikę dramy oraz metody J. Dormana. Założycielka grupy „TworzyMy” przy TLiA „Kubuś”. Brała 10-krotnie udział w ministerialnych projektach warsztatowych z dziećmi tj. Lato w teatrze. W Kieleckim Centrum Kultury prowadzi studio pantomimy „Praca w toku”. Jej głos możemy usłyszeć w słuchowiskach realizowanych w Radiu Kielce, a przede wszystkim w Europejskim Centrum Bajki w Pacanowie, gdzie dubbingowane przez nią bajki prezentowane są w Teatrze Małym. Autorka cyklu filmów animowanych „Pewnego razu w kamienicy”.

Scenariusz

Elżbieta Chowaniec

Autorka sztuk dla dzieci i dorosłych. Dramatopisarz i dramaturg. Absolwentka kierunku produkcja telewizyjna i filmowa Wydziału Radia i Telewizji w Katowicach, kierunku scenopisarstwo Szkoły Filmowej w Łodzi, kierunku dziennikarstwo Uniwersytetu Warszawskiego w Warszawie. Uczennica kierunku dramaturgia Laboratorium Dramatu w Warszawie. Dwukrotna stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie teatru (2009/2020. Debiutowała sztuką „Gardenia” w 2007 roku w reżyserii Aldony Figury w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Jej teksty wystawiane są w kraju i za granicą. „Gardenia” miała swoje tłumaczenia na język węgierski, rosyjski, rumuński, angielski, niemiecki. Od 2013 roku tworzy tandem artystyczny z czeskim reżyserem Markiem Zakosteleckym, z którym wspólnie realizują adaptacje, inscenizacje i autorskie spektakle dla dzieci. Realizowała spektakle w Teatrze na Woli w Warszawie, Laboratorium Dramatu, Teatrze im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, w Teatrze Powszechnym w Radomiu, w Teatrze im. Ludwika Solskiego w Tarnowie, w Teatrze Współczesnym w Szczecinie, we Wrocławskim Teatrze Lalek, w Teatrze Lalka w Warszawie, Teatrze Baj w Warszawie, w Teatrze Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach, jak również w Polskim Radiu.

Reżyseria

Judyta Berłowska

Absolwentka reżyserii dramatu w PWST w Krakowie oraz wiedzy o teatrze w AT w Warszawie. Laureatka nagrody za reżyserię spektaklu „Mazagan. Miasto” z Teatru im. Wilama Horzycy w Toruniu w Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej oraz Grand Prix na Forum Młodej Reżyserii za reżyserię „Bez ojcowizny” na podstawie „Płatonowa” Czechowa. Zrealizowała także: „Karolcię” w Teatrze im. Jana Dormana w Będzinie, „Wojowniczka” w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu, „Sztukę
latania” w Teatrze Kubuś w Kielcach w ramach Konkursu im. Jana Dormana „Norę” Ibsena w Teatrze Miejskim w Gliwicach, „Wojnę, która zmieniła Rondo” w Teatrze Kubuś w Kielcach, „„Wyprawę czarownic” w Teatrze im. C.K.Norwida w Jeleniej Górze. Asystentka Agnieszki Glińskiej i Barbary Wysockiej. Często pracuje jako pedagog i wychowawca, m.in. podczas Lata w Teatrze w Teatrze „Kubuś” oraz w Ognisku Teatru Ochoty.

Muzyka

Wojciech Lipiński

Gitarzysta, wykładowca, kompozytor i aranżer.

Ukończył wydział gitary klasycznej w Akademii Muzycznej w Łodzi, oraz studia podyplomowe w Niemczech. Jazz i muzyka improwizowana są jego największą pasją. Im właśnie poświęcił swoją pracę doktorską.

Muzyką do spektaklu „Pan Maluśkiewicz i wieloryb” w reżyserii Krzysztofa Zemło rozpoczął współpracę z Teatrem Lalki i Aktora „Kubuś” w Kielcach. W roku 2022 napisał muzykę do „Legend świętokrzyskich” Marka Zakostelecky’ego, a także spektaklu „Miasteczko” Studia Pantomimy „Praca w toku” w KCK, wyreżyserowanego przez Ewę Lubacz. Jest wykładowcą Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. Prowadzi warsztaty poświęcone improwizacji.

Scenografia

Michał Lach

Artysta rzeźbiarz, modelarz, konserwator. Ukończył Akademię Sztuk Pięknych we Wrocławiu, na kierunku rzeźby w pracowni prof. Jacka Dworskiego.

Pracuje w Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach, gdzie m.in. wciela się w postać Pana
Zaradnego- konstruktora obiektów artystycznych i użytkowych, prowadzi warsztaty dla dzieci.

Pracował w Teatrze Lalki i Aktora „KUBUŚ” na stanowisku konstruktora lalek i dekoracji oraz jako modelarz w pracowni rzeźby „Arkaszka”.

Projekcje

Grzegorz Kaczmarczyk

Rocznik ’81 … od 2004 roku zawodowo pracuje z dźwiękiem i obrazem, ma w swoim dorobku ponad 100 premier teatralnych. Brał udział w wielu festiwalach od ogólnopolskich po międzynarodowe na scenach Europy, Azji i obu Ameryk.

Jest pasjonatem nowych technologii, miłośnikiem muzyki, soundesignerem, twórca wizualizacji i materiałów filmowych do wszelkiego rodzaju wydarzeń sztuki performatywnej

Projekt plakatu i folderu: Mateusz Stradomski

Zdjęcia: Mateusz Wolski

Koordynacja projektu: Paulina Picheta i Agnieszka Kozłowska-Piasta

Światła, dźwięk, budowa dekoracji: Kieleckie Centrum Kultury

Promocja: Kieleckie Centrum Kultury

Produkcja: Kieleckie Centrum Kultury

Prapremiera: 7 listopada 2022 r.

Kim byłaś, Ciotko Wieżo?

Wielka artystka czy szalona kobieta, przygarniająca psy? Ważna postać kieleckiego środowiska artystycznego, przyjaciółka Mirona Białoszewskiego, czy samotna, pogubiona w życiu seniorka? Krytyczka Kieleckiej Szkoły Krajobrazu, czy córka, która nie mogła poradzić sobie ze śmiercią mamy? Kim była Jadwiga Trzcińska?

Urodziła się w 1933 roku w Warszawie. Pochodziła z rodziny o szlacheckich korzeniach i był to dla niej powód do dumy. Swoje prace podpisywała także przydomkiem „Prandota”. Absolwentka  liceum Błogosławionej Kingi w Kielcach historii sztuki na UJ w Krakowie oraz ASP w Warszawie. Malarka i graficzka, doskonale radziła sobie z drzeworytami i akwafortami, obrazami olejnymi czy gwaszami  Po 8 latach mieszkania w stolicy, przyjaźni z Mironem Białoszewskim i fascynacji jego Teatrem Osobnym, wróciła do Kielc, by razem z mamą mieszkać w willi na ul. Mazurskiej. Zdecydowały o tym prawdopodobnie względy finansowe (jej tata już nie żył) oraz bardzo emocjonalny, wręcz chorobliwy związek z mamą.

W jej pracach powtarzał się motyw koguta, motywy cerkiewne, malowała także świętokrzyskie krajobrazy, ptaki, zwierzęta i abstrakcje. Parała się też publicystyką, krytyką i literaturą. Była pierwszą recenzentką fotografii Kieleckiej Szkoły Krajobrazu i przyjaźniła się z jednym z jej twórców Pawłem Pierścińskim, podobnie jak ona bezkompromisowym  i ostrym w sądach.  Uwielbiała ceramikę iłżecką, którą z wielkim zapałem gromadziła.

Jej prace znajdują się w zbiorach Muzeum Narodowego w Warszawie, Muzeum Narodowego w Kielcach, Biblioteki Narodowej  i zbiorach prywatnych.

Problemy zdrowotne (hormonalne), z którymi Trzcińska borykała się od dzieciństwa oraz potężny wstrząs, jakim była śmierć mamy, sprawiły, że Trzcińska wycofała się z życia artystycznego. Wybrała samotnictwo i towarzystwo psów, których stale przybywało. Nie miała za dużo środków do życia. Zmarła w swoim mocno zaniedbanym domu przy Mazurskiej w 2005 roku. Jej dom i obrazy przeszły na własność Miasta Kielce, bo pani Jadwiga nie miała spadkobierców. Kolekcję prac i archiwaliów przejęło Muzeum Historii Kielc. Willę wyremontowano, a na budynku zamieszczono tablicę o artystce.

Pamiętają artystkę

Pamiętam Jadwigę Trzcińską. Mieszkałam na osiedlu KSM i moja codzienna droga do szkoły prowadziła przez ulicę Mazurską. Mijałam jej dom, który w moim odczuciu spowijała jakaś aura tajemniczości. Czasem koło domu krzątała się ona, postawna, szorstka w obyciu. Długie, związane, siwe włosy zawsze były w mocnym nieładzie. Czasem z daleka było słychać jej tubalny, doniosły głos i szczekającego psa. Budziła respekt, trochę grozy, ale przede wszystkim ogromną ciekawość. Po latach, już jako dorosła osoba, dowiedziałam się, że ta kobieta z mojej drogi do szkoły to była artystka – Jadwiga Trzcińska – Prandota.

Agata Wojda, wiceprezydentka Kielc

Jej charakterystyczną postać znali w mieście wszyscy, bo każde miasto ma swoich powszechnie rozpoznawalnych dziwaków. O tym, że kiedyś była znaną malarką, mówiło się w Kielcach z niedowierzaniem, a z czasem coraz rzadziej o tym wspominano. W  szóstej dekadzie XX wielu wiele podróżowała i wystawiała w kraju i zagranicą. Po śmierci matki praktycznie przestała malować. Trauma, poczucie izolacji i dojmująca samotność sprawiły, że tworzenie stało się dla niej procesem zbyt bolesnym.  Zawsze była stanowcza w poglądach, narzucająca się i dominująca, ale miała też niezwykłą zdolność odczuwania piękna i sakralności świata. Jej doskonałą warsztatowo twórczość przepełnia atmosfera silnych, często pozornie dalekich emocji i skojarzeń. Jedną z prac, która powstała w cyklu inspirowanym „Metamorfozami” Owidiusza, opatrzyła napisem „i zabili Centaura bo był inny”.

Grzegorz Maciągowski, dyrektor Muzeum Historii Kielc

Była osobą skrytą, zamkniętą, trudno było do niej dotrzeć. Ona wybierała sobie ludzi. Nie ze wszystkimi chciała się przyjaźnić. Widywałam ją na ulicy, nie dało się jej nie zauważyć. To była bardzo wysoka kobieta z niskim, tubalnym głosem, zawsze chodziła z psami, Bardzo kochała zwierzęta, zresztą te psy jej podrzucano. Podobno wrzucano jej przez ogrodzenie. Nie było jej stać, żeby utrzymywać taką liczbę zwierząt. Pod koniec życia miała bardzo duże problemy finansowe.
Pamiętam także, jak widziałam ją ostatni raz. Była ubrana w jakiś kożuch, zawiązana jakimś paskiem, chustką, Wyglądała bardzo biednie. Jak się tak ją lepiej pozna, wychodzi trochę na dziwaczkę. W jej życiu widać tragedię. Nie wiem, z czym to jest związane, ale myślę, że z jej tożsamością.  Myślę, że to zaważyło na jej psychice i całe życie borykała się z tą swoją duszą.

Bożena Sabat, kustosz Muzeum Narodowego w Kielcach

Historię o operacji w Szwecji, jakiej poddała się Jadwiga Trzcińska, by zostać kobietą, usłyszałam w Kielcach, podczas jednego z wernisaży w „Domu Praczki”. To było chwilę po śmierci artystki i pewnie dlatego o niej rozmawialiśmy. Gościem wernisażu był Wojciech Skrodzki, przyjaciel Jadwigi, krytyk sztuki. Opowiedział mi tę historię i  skomentował „A teraz zrób z tym co chcesz”.  Postanowiłam o tym opowiadać. Myślę, że to ważny fragment ich życia. Szkoda, że bohaterowie dramatu nie mogą nam już samodzielnie o tym opowiedzieć.

Stanisława Zacharko, dyrektor Biura Wystaw Artystycznych

I połowa lat 60. Malarkę widywaliśmy na ul. Astronautów.  Chodziła w kierunku miasta sama i zawsze miała pod pachą zawinięty w szary papier i związany sznurkiem pakunek. Razem z innymi dzieciakami zastanawialiśmy się, co ona nosi w tych pakunkach. Teraz wiem, że to były obrazy, bo były płaskie i różnej wielkości. Nie wiedzieliśmy, kim jest, ale trochę się jej baliśmy i dlatego uciekaliśmy na bok, by nie być blisko niej.

Bożena Hodurek

Poznałam ją jako dziecko, które traktowała jak równego sobie rozmówcę, z którym dzieliła się swoim czasem, myślami, spostrzeżeniami, spacerami z psem. Pamiętam i dziękuję jej za to. Nie wiedziałam, że była malarką. Dla mnie była kobietą, która dzięki swej posturze i spędzonym z nią na rozmowach czasie, dała mi to, co jest dla dziecka najważniejsze. Uwagę i poczucie bezpiecznego wypowiedzenia się, bez oceniania, bez krytykowania, w akceptacji. Pamiętam i dziękuję jej za to.

Magdalena Michalec, psychożka

Porozmawiajmy o Ciotce Wieży

Jadwigę Trzcińską, kielecką malarkę i artystkę, której życie stało się bazą scenariusza monodramu „Ciotka Wieża”,  wspomina Marian Rumin, emerytowany dyrektor Biura Wystaw Artystycznych w Kielcach

Pamięta Pan swoje pierwsze spotkanie z Jadwigą Trzcińską?

Poznałem ją dosyć późno. Jej twórczość poznałem już w czasach studenckich, kiedy w Warszawie miała wystawę w galerii na MDM-ie. To był około 1969. Kiedy zorientowałem się, że jest z Kielc, obejrzałem jej wystawę uważniej i zorientowałem się, że to bardzo interesująca wystawa prac, bardzo różnorodna.  Najpierw poznałem jej twórczość, a po przyjeździe do Kielc, była to jesień 1972 roku,  poznałem ją.  Przyszła do mojej szefowej pani Barbary Modrzejewskiej  w Muzeum Świętokrzyskim, potem Narodowym. Przyznam, że okoliczności były dziwne.

– Dlaczego dziwne?

Nagle weszła duża postać o szczególnych walorach wizualnych, pani Modrzejewska mnie przedstawiła.  Pamiętam okrągły stół, przy którym coś przeglądałem. Pani Trzcińska pochyliła się nad tym stołem, złapała go oburącz i powiedziała twardym głosem „A, to Pan!” . Zdębiałem. Okazało się, że chodził o tekst do katalogu, który napisałem na zlecenie dyrektora BWA Bruno Kulczyckiego. Rzekomo ona miała też napisać. Odczułem, że zająłem jej miejsce w tym wydawnictwie.  Ponieważ była to duża kobieta z tubalnym, męskim, niskim  głosem, bujną ciemną rozwichrzoną fryzurą (zjawiskowy widok!) , ta reakcja trochę mnie zaniepokoiła i wystraszyła. Jakoś się tam wytłumaczyłem, że ja nic złego nie zrobiłem. Kieleckie środowisko dopiero poznawałem i nie byłem świadom tego, co w nim się dzieje, po prostu wykonałem powierzone mi zadanie. Wydaje mi się, że udało mi się panią Trzcińską jakoś przekonać.  

– Widywaliście się później?

Raczej nie. Drugi raz spotkałem panią Trzcińską w latach 80. Był stan wojenny, życie artystyczne praktycznie zamarło. Byłem już wtedy szefem Biura Wystaw Artystycznych. Udało mi się zdobyć trochę pieniędzy od władz, by kupić do kolekcji galerii prace artystów, a w ten sposób mogłem im trochę pomóc finansowo. Zależało mi na lokalnych artystach.  Na mojej liście znalazła się pani Jadwiga Trzcińska. Wybrałem się do niej do domu na Mazurską. Pierwszy raz tam byłem.  Willa robiła na mnie wrażenie twierdzy niezdobytej, ogrodzonej, słychać było ujadanie psów. Trochę jak z horroru. Gdy wszedłem do domu, pani Trzcińska wypuściła te psy na podwórko, odcinając mi drogę powrotu.  Spędziłem tam sporo czasu. Rozmawialiśmy o sztuce,  dyskretnie rozglądałem się za jej pracami. Nie mogłem zbyt wiele dostrzec.

– Udało się?

Ostatecznie tak.  Gdy wyjaśniłem, z czym przychodzę, pani Trzcińska początkowo się zdystansowała. Powiedziała, że nie chce się pozbywać prac, ale ekonomiczne potrzeby swoje zrobiły.  Po kilku godzinach rozmowy przeszedłem do meritum. Poprosiłem, by pokazała mi prace, abym mógł coś wybrać.  Musiałem ją namawiać. Spod grubej warstwy kurzu, pajęczyn, zakamarków wydobyła kilka swoich obrazów.  Wybrałem jeden z nich – abstrakcję do muzyki Camille’a SaintSaënsa.  Gdy zapadał już zmrok, chciałem opuścić mieszkanie z rachunkiem i obrazem. Okazało się, że to… niemożliwe. – Ja pana nie wypuszczę – powiedziała Trzcińska.  A ja słyszałem psy ujadające dookoła budynku , a przed sobą miałem fizycznie potężną kobietę. Nie odważyłem się zrobić tego na siłę.  Uznałem, że muszę ją przekonać. Powiedziałem, że trzeba donieść rachunek do pracy i załatwić formalności tego samego dnia, bo nie będzie zapłaty. Pani Trzcińska wyszła na zewnątrz, ujarzmiła psy i wyszedłem prawie jak na wolność. Nie wiedziałem, dlaczego nie chciała mnie wypuścić. Myślę, że zależało jej na rozmowie, nie chciała być sama.

– To było już po śmierci matki, z którą pani Jadwiga była bardzo związana.

Myślę, że z mamą opiekowały się sobą wzajemnie. Trzcińska dbała o swoją mamę, a mama dbała o jej stan ducha. To była symbioza. Kiedy mamy zabrakło, zamknęła się w swoim bunkrze na Mazurskiej.

Czy potem widział Pan jeszcze panią Jadwigę?

Tak. Po wielu latach spotkałem panią Trzcińską na bazarze. Było zimno, a ona była w podkoszulku z dziurami. Robiła zakupy, kupowała resztki dla swoich psów. Zaczęliśmy rozmawiać, razem poszliśmy do jej domu na Mazurskiej, ale do środka zaprosić już się nie dałem.  Rozmawialiśmy przed furtką dłuższy czas. Mnie – ciepło ubranemu  – zrobiło się zimno.  A ona nadal chciała dyskutować. Potrzeba rozmowy była u niej bardzo silna. Chyba czuła się samotna, tęskniła chyba za spotkaniami z artystami, środowiskiem.

– Jaka była Jadwiga Trzcińska?

Ona żyła sztuką. Miała bardzo rozbudowaną świadomość i subtelne rozróżnienia jakości artystycznych, która nieczęsto zdarzały się wśród moich znajomych. Doceniałem jej intelektualne i artystyczne horyzonty myślowe i wrażliwość w tej materii. Były to nieliczne spotkania, więc nie miałem szansy poznać jej osobowości. Wyrastała ponad poziom naszego środowiska, wiedzy o sztuce, głównie w Polsce, ale nie tylko.  Mówiła bardzo zdecydowanie, konkretnie.  Pochodziła z rodziny wojskowej, więc może coś pozostało w niej z lat dzieciństwa.  Jej postura: była wysoka, stanowcza w słowach, co sprawiało, że czułem potrzebę fizycznego dystansu.  Starałem się też nie mówić zbyt wiele o jej twórczości. Byłem ostrożny w słowach, by nie szkodzić jej w artystycznemu samopoczuciu.

– Wrażliwa i zdecydowana. Ciekawy zestaw.

Była uzdolnioną, piękną kobietą, co potwierdzają jej zdjęcia z czasów studenckich.  Ale chyba już nie ma tych, którzy mogliby pamiętać ją z tamtych lat. Nie utożsamiała się z Kielcami. Pisała o kieleckich artystach, tu tworzyła, ale oficjalnie funkcjonowała jako mieszkanka Warszawy. Należała do Warszawskiego Związku Artystów. Powiedziała, że z tym kieleckim  nie chce mieć nic wspólnego. Myślę, że miała dosyć wysoką samoocenę tego, co robiła i co o sztuce wiedziała. Mogła trochę dawać to innym odczuć. Kiedy pisała, była jednak bardzo ostrożna, starała się odkryć to, co w pracach można było docenić. W tym – można powiedzieć – przypominała naszego wybitnego fotografa Pawła Pierścińskiego. Nic dziwnego, że pani Trzcińska się z nim przyjaźniła.

– Miała innych przyjaciół?

Chyba niezbyt wielu. Była radykalna wobec innych. Gdy ktoś jej się naraził, był w stosunku do niej złośliwy czy niegrzeczny, to była pamiętliwa i takiego człowieka skreślała z kręgu swoich znajomych. Tacy ludzie przestawali dla niej istnieć. Wiem też, że nie zawsze ułatwiała innym kontakt ze sobą. Nieustająco była w wielkiej potrzebie. Krążyły legendy, że potrafiła 2 lub 3 razy sprzedać ten sam obraz. Ale ludzie bez wyjścia potrafią zachowywać się w sposób, który – w przypadku, gdy radzimy sobie z życiem – nie przyszedłby nam nawet do głowy. Dała się też osaczyć rzeczom, co zauważyłem już, gdy kupowałem od niej obraz. Trzcińska była legendarną postacią. Wielu o niej słyszało, ale niewielu ją znało. Krążyły opowieści o jej prawdziwych i zmyślonych dramatach, tworząc wokół niej otoczkę tajemniczości. Szybko jednak ta otoczka zmieniła się w mur, który na stałe oddzielił ją od miejscowego środowiska i zewnętrznego świata. 

Dziękuję za rozmowę

Recenzje

Dofinansowanie i konkurs

Dofinansowano z budżetu państwa – ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Wkład Własny: Miasto Kielce (8 tys. złotych).

Spektakl bierze udział w 29. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Ogólnopolski Konkurs na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej ma na celu nagradzanie najciekawszych poszukiwań repertuarowych w polskim teatrze, wspomaganie rodzimej dramaturgii w jej scenicznych realizacjach oraz popularyzację polskiego dramatu współczesnego. Konkurs organizowany jest przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie. W I etapie Konkursu spektakle ocenia Komisja Artystyczna w składzie: Jacek Sieradzki (przewodniczący), Dominik Gac, Andrzej Lis, Julia Lizurek, Wiesław Kowalski, Magdalena Rewerenda, Agata Tomasiewicz.